wtorek, 18 października 2011

Speedriding alternatywna jazda na nartach dla odważnych

Speedriding jest jednym z ekstremalnych sportów zimowych. Jest to połączenie narciarstwa i paralotniarstwa. Dzięki takiemu połączeniu gwarantowane są niezwykłe emocje ,gdyż możemy szosować po najbardziej stromych zboczach.

Galeria artykułu
W niebezpiecznym momencie po prostu unosimy się za pomocą specjalnie skonstruowanego skrzydła, które swą budową jest zbliżone do paralotni. Istotą tej dyscypliny sportowej jest przede wszystkim idealna kontrola nart i skrzydła. Dodatkowo należy umiejętnie planować trasy, gdyż złe ich dobranie może skończyć się bardzo nieprzyjemnie.
Speedriding wykonujemy w miejscach nieco bardziej delikatnych, płaskich stokach, łagodnych zboczach. Jednakże obecnie wielu śmiałków decyduje się także na speedriding w wykonaniu ekstremalnym, który najczęściej odbywa się na wysokich alpejskich stokach. Alpejskie trasy wymagają przede wszystkim od zawodnika dużego doświadczenia, twardej psychiki i ogromnej kondycji fizycznej. Niezapomniane wrażenia zaczynają się już od samego wejścia na szczyt.
Do uprawiania tej dyscypliny niezbędne jest skrzydło do speedridingu, kask, gogle narciarskie, narty i buty do freeridingu lub skituringu, gwizdek do wezwania pomocy, radio lub telefon komórkowy, szczegółowa mapa terenu, a w górach wysokich osoba uprawiająca speedriding powinna zaopatrzyć się w urządzenie nadawczo-odbiorcze, sondę lawinową, lokalizator satelitarny SOS.
Przy wyborze nart warto zwrócić uwagę na to, by były one przystosowane do zjazdu, jak i też podchodzenia. W końcu narty to jedno z podstawowych akcesoriów każdego ridera. Bierzmy także pod uwagę to, iż często w trakcie jazdy latamy nawet i po kilka-kilkanaście metrów nad górską ścianą, a później nagle lądujemy. Tak więc sprzęt musi być solidny i sprawdzony.
Aby nauczyć się uprawiać speedriding niezbędne jest oczywiście opanowanie narciarstwa i paralotniarstwa. Nauka winna przebiegać powoli, stopniowo i bez pospiechu. Warto jest pobierać nauki u doświadczonego instruktora lub organizacji zajmującej się speedridingiem.
W Polsce ten sport ekstremalny można uprawiać na przykład w Bieszczadach, Tatrach lub też i w Karkonoszach. Wystarczy tylko popytać w miejscowych biurach turystycznych, bądź też poszukać w Internecie, a na pewno znajdziemy masę zapaleńców, którzy podpowiedzą nam, gdzie rozpocząć swą przygodę.

sobota, 15 października 2011

Skoki spadochronowe – ekstremalne przeżycie

W dzisiejszych czasach skoki spadochronowe są możliwe dla każdego. Poza kilkoma przeciwwskazaniami nie ma żadnych ograniczeń dla skaczących osób. Ponadto jest na rynku wiele firm oferujących tego rodzaju przeżycie. Czy warto? i kto może skakać?


Praktycznie każdy człowiek może wykonywać skoki spadochronowe. Jest tylko kilka sytuacji, w których nie jest zalecane wykonywanie skoków, a są to:
- epilepsja,
- choroby serca,
- niewydolność układu oddechowego,
- masa ciała powyżej 120 kg.
W pozostałych przypadkach nie ma najmniejszego problemu.Skoki w tandemie, popularna na dzisiejszym rynku rozrywka pozwala na wykonanie skoku bez żadnego przygotowania. Zatem wystarczy, że jednego dnia pojawi się w głowie marzenie i już następnego może być zrealizowane.
Polegają one na tym, że pod jednym spadochronem znajdują się dwie osoby: instruktor i „gość”. Są one ze sobą połączone bardzo bezpieczną uprzężą, która daje swobodę ruchów obojgu, a jednocześnie bardzo mocno ich ze sobą zespaja. Całą odpowiedzialność za „gościa” bierze na siebie instruktor. Nie ma najmniejszego problemu z wykonaniem skoku tandemowego – wystarczy tylko zamówić usługę, zapłacić (500-700 zł za skok) i pojawić się na umówionym lotnisku.
Druga dostępna dla niezrzeszonych w żadnym klubie czy organizacji ludzi możliwość wykonywania skoków (tym razem już samodzielnych) to tak zwane AFF (Accelerated FreeFall). Są to przyspieszone kursy wykonywania samodzielnych skoków z wysokości 4000 m. Jest to połączenie teorii z praktyką. W trakcie trwania kursu wykonywanych jest kilka skoków, przy których uczestniczy również instruktor (na osobnym spadochronie). Dopiero po zdaniu egzaminu były kursant może skakać z takich wysokości samodzielnie.
Skoki spadochronowe to wielkie przeżycie warte każdych pieniędzy. Duża konkurencja firm posiadających w swojej ofercie skoki działa jednak na korzyść wszystkich marzycieli, dla których jeszcze niedawno spełnienie tego marzenia było nieosiągalne.

Wspinaczka-tam gdzie pot, łzy i walka ze swoimi słabościami

Wśród sportów ekstremalnych swoją stałą pozycję ma dla mnie wspinaczka skałkowa. Oczywiście nie gdzie indziej tylko w Podlesicach lub Rzędkowicach w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej Jest to jedno z bardziej popularnych miejsc w Polsce w którym jest uprawiana wspinaczka. Jedzie się tam trasą Katowicką, tuż za Częstochową skręcamy w miejscowości Koziegłówki w lewo (jadąc od Warszawy) na Żory, jadąc prosto po 30 km. jesteśmy na miejscu. I tu mamy do wyboru: pole namiotowe przy hotelu Ostaniec lub po prawej stronie drogi, domki prywatne, które może droższe są lepszy rozwiązaniem pod względem zaplecza sanitarnego, kuchennego i noclegowego. Osobiście polecam Noclegi u Pani Łapajowej, gdzie jest fajnie i niedrogo.
Wspinaczka górska jest sportem bardzo ekstremalnym w porównaniu do wersji ściankowej, a co za tym idzie jest sportem droższym, bo wymaga odpowiedniego stroju i zabezpieczenia. Niesłychanie wymagającymi rodzajami wspinaczki górskiej jest taternictwo i alpinistyka. Są to odmiany w których wspinaczka się odbywa na wysokich szczytach, co zapewnia dużą porcję adrenaliny. W przypadku alpinizmu oprócz odpowiedniego zabezpieczenia i sprzętu jest dodatkowo potrzebne dobre ubranie, które zapewni nam właściwą temperaturę ciała.

Biegajmy przez okrągły rok

Witam wszystkich

Powoli kończy się sezon na jogging. Jesienna aura nie musi jednak oznaczać konieczności rezygnowania z ulubionej formy aktywności fizycznej. Trening biegowy można bowiem przenieść pod dach. Ciekawe, czy bieżnia może być skutecznym zamiennikiem dla joggingu na świeżym powietrzu?

Dochodzę do wniosku że Jogging nie musi być tylko modą sezonową. Jesienna aura nie sprzyja systematycznemu uprawianiu sportu na świeżym powietrzu. No bo jak tu ćwiczyć codziennie, skoro za oknem deszcz, błoto i coraz niższa temperatura? Jeśli jednak przez kilka ostatnich miesięcy intensywnie biegaliśmy, z pewnością nie warto zawieszać treningów z powodu kiepskiej aury. Dobrą alternatywą są bieżnie, z których korzystać można w domowym zaciszu lub na siłowni. Dzięki temu trening biegowy można wykonywać przez cały rok.

Bieganie po taśmie

- Posiadanie własnej bieżni pozwala na uprawianie sportu o każdej porze. Warto jednak pamiętać, że trudno porównywać wyniki treningu na bieżni z wynikami z terenu. Brak nierówności terenu, oporu powietrza i prędkość ustawiona na sztywno sprawiają, że takie bieganie jest po prostu łatwiejsze
  Specyfika biegania na bieżni zakłada również nieco inne ułożenie ciała, a przez to również sposób wykorzystywania poszczególnych mięśni. Podczas takiego treningu porusza się bowiem taśma bieżni, a my pozostajemy w tej samej pozycji. Jest zatem odwrotnie niż w przypadku klasycznego biegu, w którym musimy przemie[.] nasze ciało do przodu. W konsekwencji bieg w terenie jest znacznie bardziej wyczerpujący dla mięśni całego ciała.

Jogging dla wytrwałych
Ćwiczeń na bieżni oraz joggingu oczywiście nie można porównywać na wszystkich płaszczyznach. Podstawową jest przemierzenie trasy nie na taśmie, w otoczeniu betonowych ścian, ale wśród przyrody. Bieżnia nie powoli nam na pobiegnięcie nieznaną ścieżką czy czerpanie przyjemności z podziwiania krajobrazów.

Stosując jogging jako trening aerobowy, pamiętajmy, że nasz organizm najlepiej spala tłuszcz w granicach 60-70 proc. maksymalnego tętna. Sprint nie zaowocuje wymarzoną figurą - aby osiągnąć ten cel należy biegać długo i wolno-ja tak przynajmniej robię i mam spore efekty. Natężenie wysiłku można mierzyć przy pomocy pulsometru nie tylko pod kątem spalonych kalorii ale również długości pokonanej trasy. Najprostsze pulsometry wykonują pomiar pulsu po przyłożeniu palca do czujnika. Znacznie bardziej precyzyjne są jednak urządzenia wyposażone w czujnik zakładany na klatkę piersiową.

Chciałbym przypomnieć że 11 listopada odbędzie się 23 bieg niepodległości pod haslem "Łączmy Ludzi wolnych". Nie wiem jak Wy, ale ja biegnę, niezależnie od pogody na chyba, że padałby śnieg i było bardzo zimno. Jest to dla mnie ostatnia szansa na 10 km. przed bieżnią :) Więcej  na stronie http://www.wosir.waw.pl/?pid=1&id=716

piątek, 14 października 2011

Jeśli mieszkasz w Warszawie - masz ogromne możliwości.... na niesiedzenie przed TV

Do czego zmierzam? Ostatnio nie mając co robić usiadłem do komputera w celu wyszukania jakiejś rozrywki, dla swoich użytkowników. To musi być coś czego jeszcze nie było, coś co każdy będzie chciał spróbować, coś co sprawi wszystkim radość. I co znalazłem? W5arena - pewnie zastanawiasz się co to wogóle jest? Krótko mówiąc Paintball na podczerwień.
Jak to działa? Każdy z uczestników gry dostaje kamizelkę z czujnikami podczerwieni, która zlicza ilość oddanych do nas strzałów i broń która zlicza ilość oddanych przez nas strzałów. Zaletą tego systemu, w odróżnieniu do paintballa, jest nieograniczona ilość przyjętych trafień i nieograniczona ilość oddanych strzałów. To umożliwia każdemu z nas zabawę do samego końca! Dodatkowo po zakończeniu każdej rundy (ok. 20 min.) będziemy mogli obejrzeć statystyki swoich drużyn (m.in. wygrany - przegrany). Z pewnością gra przysparza najwięcej radości grupie osób.
Nie zastanawiając się długo zebrałem użytkowników mojej stronki - idziemy zabawa będzie przednia. Pertraktacje trwały trochę - co do godziny, dnia, ale w końcu udało się, napisałam maila rezerwacyjnego - grupa ruszyła na podbój stadionu SKRY. Nie obeszło się bez stłuczeń i wywaleń, ale o to w tym wszystkim chodzi. Klimat samego miejsca przyprawia o dreszcze, na początku boisz się podbiec kawałek - bo ciemno, co dalej leży na podłodze, klimatyczna muzyka, i nasłuchiwanie kroków w jej przerwach, ktoś do Ciebie strzela - Ty nie wiesz skąd - padasz - tego nie da się opisać słowami tam trzeba po prostu być. Jeśli jesteś pasjonatem takiej formy rozrywki z pewnością wrócisz tam jeszcze nie jeden raz - moi drodzy użytkownicy, już chcą wracać, niedługo odpalamy następną grupę. Rewelacyjne przeżycie, ogromna część budynku stwarza możliwości, a jaki SPORT :) W każdym razie grupa graczy była wniebowzięta. A na koniec relaks przy dobrej puszce:) Polecam gorąco, jeśli tego szukałeś. Zbieraj grupę - masz już zorganizowany wypad - po dobrą porcję adrenaliny.
Pozdrawiam serdecznie, 

Maraton Rowerowy Dookoła Polski 2011

Maraton Rowerowy Dookoła Polski to jeden z najdłuższych jednoetapowych wyścigów na świecie. W 2011 odbyła się druga, udana próba na dystansie ponad 3.100 km. Wyścig rozpoczęło 9 śmiałków... Co działo się dalej?
KRÓTKA HISTORIA DŁUGIEGO WYŚCIGU 
Maraton Rowerowy Dookoła Polski ( MRDP ) to świeży rodzynek wśród najbardziej ekstremalnych wyzwań dla rowerowych zapaleńców. Trasa długości ponad 3.100 km wytyczona została możliwie najbliżej konturów granic naszego kraju. Konwencja NON STOP pokonania trasy plasuje wyścig wśród trzech najdłuższych maratonów rowerowych na świecie! Historię zainaugurował udany start dwóch kolarzy w 2005 roku. Kolejna próba trzech śmiałków w 2006 roku zakończyła się fiaskiem ( rezygnacje na trasie).
Od b.r. wyścig rozgrywany będzie co 4 lata.

DOJRZEWANIE POMYSŁU
Mam wielki apetyt na życie. Pasja kolarstwem trwa u mnie od 7 lat, w ciągu których pokonałem na rowerze prawie 100.000 km. Złożyły się na to treningi i starty w wyścigach, w tym trzykrotny udział  w Imagis Tour – 1.008 km non stop ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. Zdobyte doświadczenia i chęć doznania czegoś bardziej ekstremalnego zaowocowały decyzją wzięcia udziału w MRDP 2011, trzecim najdłuższym maratonie rowerowym na świecie.

JUŻ ZA DZIEŃ, JUŻ ZA CHWILĘ…
Najważniejszy w każdym działaniu jest początek - Platon
Start na Rozewiu wyznaczony został na 19 września g. 12:00. Trasa wytyczona wzdłuż granic Polski pokonywana będzie zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Limit pokonania trasy wynosi 10 dni. Zgłosiło się 9 zawodników – wszyscy z Polski. Za wcześnie jeszcze na udział obcokrajowców: impreza dopiero raczkuje, niezbędnym byłoby szerokie otwarcie się sponsorów i oprawy medialnej. Póki co przecieramy szlaki!
Nie ma dziennego limitu kilometrów do pokonania, nie ma określonych etapów, nie ma punktów żywieniowych, nie ma sędziów na trasie… jest samotność długodystansowca i chęć podjęcia wyzwania.
Zawodnicy sami decydować będą o tym gdzie i kiedy zdecydować się na odpoczynek, posiłek, sen. Narzuconymi rygorami są poruszanie się po wyznaczonej trasie ( zawodnicy otrzymali mapy), przesłanie SMS-owych meldunków po osiągnięciu punktów kontrolnych ( co ok. 100 km), 10-io dniowy limit pokonania dystansu.

ETAP PIERWSZY – sobota/niedziela
Podróżować to żyćHans Christian Andersen
19 wrzesień 2011, g. 12:00 – w piękne, słoneczne , sobotnie południe ruszamy wspólnie całą dziewiątką kierując się na Gdańsk, prom w Mikoszewie, kolejny w Kępinach Wielkich, dalej na Frombork, Braniewo, Bartoszyce, Kętrzyn… Wcześniej w okolicach Elbląga dochodzi do pierwszego podziału grupy. Krótkie, choć dość sztywne podjazdy weryfikują umiejętności kolarzy. Znajduję się w czołowej czwórce nie oszczędzając się na zmianach.
Gnany świeżością i zapasem sił dojeżdżam do Węgorzewa. Jest godzina 01:30 w nocy, pokonałem ponad 340 km. Decyduję się na pierwszy odpoczynek z noclegiem wykorzystując towarzyszący mi samochód techniczny.
Do Węgorzewa dojechałem sam, pozostawiając trójkę kolegów kilkadziesiąt km wcześniej. Czy pojadą dziś dalej?

ETAP DRUGI – niedziela/poniedziałek
O przyszłości należy myśleć, lecz nie trzeba się o nią martwić – Mikołaj Gogol
Pobudka o 06:30 nie jest łatwą w zimny niedzielny poranek i takim samym blaszanym wnętrzu towarzyszącego mi busa. Po namiastce toalety, śniadaniu i zapakowaniu prowiantu, odżywek na pierwsze 100-150 km wyruszam o g. 07:30. Póżno!
Samochód dając komfort bezpieczeństwa w razie sytuacji kryzysowych, jest też złodziejem czasu.
W miarę upływu kolejnych godzin robi się coraz  cieplej. Słońce wznosząc się do góry uprzyjemnia samotną jazdę po wcześniej nie znanych mi terenach. Trasa wiedzie różnej jakości asfaltami, zdarzają się też odcinki bruku. Jazda po nich rowerem szosowym  nie jest przyjemna  powodując zmniejszenie tempa . Kolejny nocleg wypada mi w Hajnówce po przejechaniu 370 km. Kładę się ok. g.00:30 mając za sobą 710 km.

ETAP TRZECI – poniedziałek
Optymizm ma to do siebie, że mu się udaje lub mu się nie udaje: pesymizmowi nie udaje się nigdy – Adolf Jończyk
Budzik odzywa się o 06:00 przerywając błogi sen. Optymizmem napawa kolejny słoneczny dzień i rosnąca z godziny na godzinę temperatura. Przygotowany przez towarzyszącą mi ekipę posiłek znika błyskawicznie i o 06:45 rozpoczynam pokonywanie kolejnych kilometrów. Oprócz standardowego pożywienia zaopatrzony jestem w batony i żele energetyczne oraz  węglowodany w proszku. Wyposażenie apteczne stanowią m.in. maści rozgrzewające, maści p/bólowe ( głównie na stawy ), magnez, witaminy, glukozamina.
Raz po raz sięgam po bidon z napojem węglowodanowym, robię to systematycznie bez względu na odczuwaną lub nie potrzebę uzupełnienia płynów.
Po pokonaniu 320 km o g. 22:00 jestem w Hrubieszowie, gdzie zamierzam wcześniej skorzystać z odpoczynku mając w planie przejechać kolejną noc bez snu.

ETAP CZWARTY – wtorek/środa
Można równie dobrze śnić nie śpiąc, jak spać nie śniąc – George Ch. Lichtenberg
Wyruszam o 07:00 mając w planie przejechać bieżący dzień, noc i kolejny dzień. Malownicze okolice Hrubieszowa  odsłaniają przepiękne widoki dając przedsmak czekających mnie wrażeń w Bieszczadach i dalej w górach. Od Ustrzyk Dolnych po Górne trasa wiedzie po znanych mi drogach z Imagis Tour. Czuję się tu jak u siebie, odżywają sentymentalne wspomnienia… .
Bieszczadzki Park Narodowy kryje w sobie rysie i niedżwiedzie. Przestrzegano mnie przed nimi przed nocną jazdą. Obyło się bez bliskich spotkań „trzeciego stopnia’. Dała się jednak we znaki nisko leżąca mgła, duża wilgotność i niska temperatura. Przeszkadzała senność, deprymował brak osiedli ludzkich na wielu dziesiątkach kilometrów. Grozy dodawały odgłosy zwierząt z leśnych ostępów.
O g. 22:00 w środę osiągnąłem Czarny Dunajec. Od Hrubieszowa to ponad 600 km jazdy w górach.

ETAP PIĄTY – czwartek
Nie ludzie nami rządzą, lecz własne słabości – Aleksander Fredro
Wyruszając w dalszą drogę o g. 07:00 nie przypuszczałem, że już o 21:00 zmuszony będę do wcześniejszego zakończenia jazdy. Pierwsze górskie kilometry ( Żywiec, Milówka, Istebna, Wisła) nie wskazywały na nic niepokojącego. Od południa jednak pojawiły się dolegliwości żołądkowe uniemożliwiając jazdę dotychczasowym tempem. Po przejechaniu zaledwie 220 km zmuszony byłem do wcześniejszego położenia się spać w Raciborzu.
Może dłuższy sen przyniesie ukojenie?

ETAP SZÓSTY – piątek/sobota
To nie droga jest zła, to wędrowiec się myli – Gao Xingijan
 Nie czuję się najlepiej, wyruszam dopiero o g. 08:00 po bardzo delikatnym śniadaniu. Czuję brak mocy, jestem jak wyżęty z energii, siły i chęci. Rozkręcam się powoli kierując się na Prudnik, Lądek Zdrój, Zieleniec, Kudowę Zdrój. „Jest lepiej, choć nie najgorzej jest ‘ – taki jest mój stan. Pomiędzy Kudową a Radkowem ( jest już głęboka noc) przebiega mi przez drogę kilka dzików. Zajęte sobą – ja im też nie wróg – zniknęły w leśnych odmętach.
Dziś przejechałem  nieco ponad 300 km i o g. 02:30 kładę się spać – jestem w Głuszycy.

ETAP SIÓDMY – sobota/niedziela
Ludzie wierzą, że aby osiągnąć sukces trzeba wstawać rano. Otóż nie – trzeba wstawać w dobrym humorze – Marcel Achard
Pobudka o 07:00, startuję o 08:00. Za mną prawie 2.200 km, do mety pozostał niecały 1.000! Świadomość tego wyzwala dodatkowe pokłady energii. Za Jelenią Górą  skończą się góry – to także dodaje optymizmu i uskrzydla!
W okolicach Jeleniej Góry odbywa się wyścig kolarski. Dla jego uczestników to tylko kilka godzin siedzenia na siodełku…
Jazda przy niemieckiej granicy jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Spodziewałem się dobrej i bardzo dobrej jakości nawierzchni, a zdarzały się długie odcinki starego bruku spowalniając tempo jazdy.
Niemniej jednak przejechawszy ponad 300 km o g. 03:00 położyłem się spać w Gubinie.

ETAP ÓSMY – niedziela/poniedziałek
Nie otrzymujemy krótkiego życia, lecz je takim czynimy. Nie brakuje nam czasu, lecz trwonimy go - Seneka
Coraz bliższa meta nie pozwala na błogie lenistwo. Budzik dzwoni o 07:00, na rowerze jestem już o 07:30. Ostatnia już przeprawa promowa w Połęcku, dalej podążam na Kostrzyń, Mieszkowice, Cedynię, Gryfino. Szczecin wita mnie zapadającą nocą. Jadę dalej przez Goleniów, Międzyzdroje aż do Trzebiatowa. jest g. 04:30 w poniedziałek rano, zaczyna świtać. Jednak kładę się na kilka godzin, zasypiałem jadąc na rowerze. Ten etap to tym razem przejechane 386 km.
Do mety pozostało jedynie ok.275 km!

ETAP DZIEWIĄTY – poniedziałek
Nie wiem, co jest kluczem do sukcesu, ale kluczem do klęski jest chcieć zadowolić wszystkich – Bill Cosby
To już tak niewiele!
Dwie godziny snu, obfite śniadanie i o g. 07:30 ruszam do ostatniego etapu kończącego MRDP 2011. Wiatr wiejący w plecy bardzo pomaga, na liczniku 40 km/h pojawia się często i na dłużej. Kołobrzeg, Mielno, Darłowo, Ustka to kolejno mijane miejscowości.
Dotychczasowy brak opadów z nawiązką „rekompensuje” mi odcinek od Ustki aż do mety – ulewne opady i porywisty wiatr nie odpuszczają nawet na moment.
Koniec wyścigu, jest meta osiągnięta o g. 20:43!
Ta sama latarnia morska pożegnana 19 września o g. 12:00 wita mnie póżnym wieczorem po 9 dniach 8 h i 43 min i przejechaniu prawie 3.180 km.
Z 9 uczestników wyścig ukończyło jedynie 5. Zająłem miejsce 3-4 wspólnie z kolegą znanym z Imagis Tour i Pucharu Polski w kolarskich maratonach szosowych.
Czas na regenerację organizmu , przegląd  sprzętu który nie zawiódł, usystematyzowanie wspomnień, zdjęć.
Co dalej? Tak, zadaję sobie takie pytanie… .  

Zdobycie Mont Blanc, przez amatorów sportów ekstremalnych. Prawdziwa historia o grupie osób poznanych przez internet chcących zimą zdobyć najwyższy szczyt Europy.

Dzień zaczęty mega smacznym śniadaniem (Ciociu jeszcze raz ukłony), Ciocia pokazała mi jeszcze fajne rozwiązanie, w garażu w którym mieściły się dwa samochody na szerokość jednego. Ciekawa sprawa, niestety nie myślałem o tym, aby zdjęcie wtedy zrobić. Na wyprawę dostaliśmy jeszcze torbę jedzenia i smakołyków :). Trochę głupio mi było, gdyż nie lubię obciążać innych, a i tak byliśmy traktowani po królewsku.
  Sukcesywnie zjadaliśmy papu otrzymane z rana. Robert wybierał drogi lokalne w celu uniknięcia płacenia winet oraz wszelkich innych opłat. Tak też dojechaliśmy do miejsca, gdzie okazało się, że w zimę przejazd przez odcinek górski w Szwajcarii jest po prostu zamknięty. Musieliśmy się cofnąć na prom (pociągowy), ciekawa sprawa jeszcze nigdy nie jechałem pociągiem w samochodzie :). No ale cóż zawsze musi być ten pierwszy raz.
Noc coraz głębsza, do celu coraz bliżej, postanowiliśmy porobić sobie fotki fajnych miejsc i spać, gdzieś niedaleko granicy.
Trzy osoby i góra sprzętu w samochodzie uświadomiły mnie, że jak chcemy się wyspać to raczej nie w samochodzie. Podzieliłem się tą uwagą, że mogę spać w namiocie. Myśl bardzo się spodobała Robertowi. I szybko zaczął mi szukać miejsca na rozbicie (przy hotelu - gdzie był zakaz parkowania prywatnych samochodów, lub na poboczu na zakręcie drogi górskiej). Oczywiście na dwie pierwsze lokalizacje nie zgodziłem się motywując zagrożenia jakie mogą one nieść. W sumie coraz bardziej nie chciało mi się wychodzić z samochodu. Jednak kolejna miejscówka była bardzo fajna oraz bezpieczna. Robert rozłożył się na pierwszych trzech siedzeniach z przodu samochodu. Marcinowi zostało jedno miejsce z tyłu i góra plecaków.
Marcin pomógł mi w rozłożeniu namiotu, choć rozkładanie tego namiotu to dla jednej osoby 2 minuty roboty. No, ale chce się nauczyć, bo będzie musiał w przyszłości kupić jakiś taki namiot. :) No i mi też milej, że ktoś coś chce robić.
Przygotowałem sobie jeszcze kolację z Liofilizatów (turystyczne jedzenie) i położyłem się spać.
Przemyślenia:
Świat ciągle mnie czymś nowym zaskakuje.